Pierwszego wieczoru zasnąłem na
piasku, o tysiąc mil od terenów zamieszkałych. Byłem bardziej
osamotniony, niż rozbitek na tratwie pośrodku oceanu. Toteż proszę
sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy o świcie obudził mnie czyjś
głosik. Posłyszalem:
- Proszę cię, narysuj mi baranka.
- Co takiego?
- Narysuj mi baranka.
Zerwałem
się na równe nogi. Przetarłem dobrze oczy. Natęrzyłem wzrok. I
zobaczyłem niezwykłego małego człowieka, który bacznie mi się
przyglądał. Oto jego najlepszy portret, który udało mi się
zrobić później:
Oczywiście
nie jest on na tym rysunku tak czarujący jak w rzeczywistości. To
nie moja wina. Gdy miałem sześć lat, dorośli zniechęcili mnie do
malarstwa i dlatego umiem rysować tylko węże boa zamkniete i
otwarte.
Patrzyłem
na to zjawisko oczyma okrągłymi ze zdziwienia. Nie zapominajcie, że
znajdowałem sie o tysiąc mil od terenów zamieszkałych.
Tymczasem
człowieczek nie wyglądał ani na zabłąkanego, ani na ginącego ze
zmęczenia, ani na umierającego z pragnienia czy głodu, ani na
przestraszonego. W niczym nie przypominał dziecka zgubionego w
środku pustyni, o tysiąc mil od miejsc zamieszkałych. Gdy wreszcie
odzyskałem mowę, odezwałem się:
- Ale... cóż ty tutaj robisz?
A
on powtórzył bardzo powoli, jak gdyby chodziło o niezwykle ważną
sprawę:
- Proszę cię, narysuj mi baranka
...
Zawsze
ulega się urokowi tajemnicy. Pomimo niedorzeczności sytuacji -
byłem bowiem o tysiąc mil od terenów zamieszkałych i grozi mi
niebezpieczeństwo śmierci - wyciągnąłem z kieszeni kartkę
papieru i wieczne pióro. W tym momencie przypomniałem sobie, że
przecież uczyłem się tylko geografii, historii, rachunków i
gramatyki, więc zmartwiony powiedziałem chłopcu, że nie umiem
rysować. Ale on odrzekł:
- To nic nie szkodzi. Narysuj mi
baranka.
Ponieważ
nigdy w życiu nie rysowałem baranka, pokazałem mu jeden z dwóch
rysunków, jakie umiałem zrobić: rysunek węża boa zamkniętego.
Ku memu zdziwieniu chłopczyk odpowiedział:
- Nie, nie. Nie chcę słonia
połkniętego przez węża boa. Boa jest zbyt niebezpieczny, a słoń
za duży. Mam za mało miejsca. Potrzebny mi jest baranek. Narysuj mi
baranka.
Narysowałem
baranka. Mały przyjrzał się uważnie i rzekł:
- Nie, ten baranek jest już bardzo
chory. Zrób innego.
Narysowałem.
Mały
przyjaciel uśmiechnął się grzecznie z pobłażaniem:
- Przyjrzyj się. To nie jest
baranek, to baran. On ma rogi.
Zrobiłem
nowy rysunek, ale został odrzucony tak jak poprzedni:
- Ten baranek jest za stary. Chcę
mieć baranka, który będzie długo żył.
Tracąc
już cierpliwość - chciałem bowiem jak najprędzej zabrać się do
naprawy motoru - nabazgrałem ten obrazek i powiedziałem:
- To jest skrzynka. Baranek, którego
chciałeś mieć, jest w środku.
Byłem
bardzo zdziwiony, widząc radość na buzi małego krytyka.
- To jest właśnie to, czego
chciałem. Czy myślisz, ze trzeba dużo trawy dla tego baranka?
- Dlaczego pytasz?
- Bo mam tak mało miejsca ...
- Na pewno wystarczy. Dałem ci
zupełnie małego baranka.
Pochylił
główkę nad rysunkiem.
- Nie taki znowu mały. Zobacz,
zasnął ...
Tak
wyglądał początek mojej znajomości z Małym Księciem.
Nie czytałam małego księcia więc nie wiedziałam o co chodzi aż do teraz:)
OdpowiedzUsuńI nawet pudełko jest białe jak baranek.
OdpowiedzUsuńBuziaczki, Basiu.
Sprytnie to sobie obmyśliłaś. Czytałam "Małego księcia" dawno temu i nie pamiętałam o co chodzi. Muszę go chyba jeszcze raz przeczytać. Podobno z wiekiem rozumie się go zupełnie inaczej :) Pozdrawiam Basiu :)
OdpowiedzUsuńBasiu! Też nie wiedziałam o co chodzi, Teraz już wiem - Pozdrawiam Cieplutko
OdpowiedzUsuń