Witajcie Oro kilka małych muszelek . A tu taki artykuł znalazłam . Muszle morskie można znaleźć w setkach tysięcy polskich
domów. Największym powodzeniem cieszą się sięgające 30 cm długości
muszle skrzydelników różowych z Karaibów.
– Na Karaibach poławia się je tonami. Ale u nas stały się symbolem
marzeń o morzach południowych – wyjaśnia autor jednej z najlepszych w
Europie stron internetowych poświęconych konchistyce i inicjator również
internetowego klubu miłośników muszli – Jacek Glanc z Radzionkowa (łac.
concha, gr. konche – muszla, red.).
Większość posiadaczy skrzydelników różowych, podobnie jak innych
egzotycznych muszli, zwykle nawet nie wie, jak się nazywają. Przez wiele
lat powojennych nie było w Polsce żadnej literatury na ten temat.
Pierwszą książką konchistyczną, na której kształcili się pionierzy
zbieractwa, był wydany dopiero w latach 70. „Świat muszli” Andrzeja
Samka.
Dziś wiedza wielu miłośników muszli o biologii mięczaków budzi respekt
profesjonalistów. Ale konchistów, czyli świadomych rzeczy kolekcjonerów,
jest w Polsce wciąż najwyżej 100. Licząc z tymi, którzy do
poważniejszego zbierania się dopiero przymierzają – może 300.
[srodtytul]Kolekcje i hamulce[/srodtytul]
Niegdyś muszle trafiały do Polski niemal wyłącznie dzięki marynarzom.
– Mój ojciec przywoził mi z każdego rejsu karton muszli, który dostawał
od rybaków z jakiejś dżonki, w zamian za mydło czy krem nivea – wspomina
kolekcjoner z Wybrzeża, z zawodu fotograf Artur Buczkowski.
Wartość sentymentalna tak gromadzonych zbiorów była siłą rzeczy wyższa
od kolekcjonerskiej. Dlatego najambitniejsi zbieracze w poszukiwaniu
cenniejszych okazów już wtedy docierali na giełdy w Paryżu czy Antwerpii
i do specjalistycznych sklepów nad Morzem Śródziemnym.
Andrzejowi Jarzębowskiemu (dziś z żoną Joanną prowadzi w Warszawie
własny sklep z muszlami i pamiątkami Neptunea) zdarzyło się np. niegdyś
kupić na Lazurowym Wybrzeżu muszlę stożka geograficznego, którego jad
zabija człowieka równie szybko jak jad kobry – za 4 dolary. Jego krajowa
pensja stanowiła wówczas równowartość 8 dolarów. Teraz takie
wyrzeczenia są nie do pomyślenia. I nie są potrzebne.
Wielu kolekcjonerów stać na wycieczki np. nad Morze Karaibskie czy do
krajów południowo-wschodniej Azji. W Tajlandii lub w Wietnamie
atrakcyjne muszle można wciąż znaleźć po prostu na plaży lub w pobliżu
przystani rybackich, gdzie muszlowce łowi się jako poszukiwane owoce
morza.
Turystykę
kolekcjonerską hamują jednak postanowienia konwencji waszyngtońskiej.
Jej przepisy ograniczają lub zakazują handlu gatunkami zagrożonymi, z
tzw. listy CITES. Kolekcjonerzy z prawdziwego zdarzenia przeciw temu się
nie buntują. Jedyny sposób, by powstrzymać rabunkową eksploatację
mięczaków, to skupić się na wymianie z innymi i zakupach.
Muszle większości odmian można kupić w kraju i za granicą, na giełdach i
w specjalistycznych sklepach, a także na e-Bay. Słynne japońskie muszle
cesarskie, których wywozu władcy Japonii niegdyś zakazywali, kosztują
dziś w Polsce 150 – 250 zł. Najdroższe „porcelanki” z Australii – 300 –
500 zł.
Jak twierdzą pionierzy polskiej konchistyki, dostępność muszli sprawiła,
że namiętności, a zwłaszcza determinacja zbieraczy, znacznie osłabły.
Nie do końca jednak.
[Jak architektura[/srodtytul]
– Konchiści to ludzie wszystkich zawodów. Oprócz osób zamożnych, także
m. in licealiści i studenci – przyznaje Jacek Glanc, technik medyczny ze
Śląska. Jest właścicielem 5 tys. muszli zebranych w ciągu 16 lat.
W
przeciwieństwie do np. zbiorów znaczków pocztowych czy malarstwa
kolekcje muszli z czasem tracą, niż zyskują na wartości. Konchy stają
się bledsze i bardziej kruche. Stałe ulepszanie techniki połowów
sprawia, że to, co wczoraj było rzadkie, dziś jest pospolite.
– Nie da się traktować kolekcji jako lokaty kapitału. Mnie fascynuje
doskonałość muszli jako dzieła natury. Moją kolekcję gromadzę tak, by
pokazywała perfekcyjną architekturę muszli – wyjaśnia Jacek Glanc.
– U mnie zbieranie to przejaw nostalgii za epoką wielkich odkryć i
przyrodników, Linneusza i Darwina. Za czasami, gdy w XVIII – XIX w.
rodziła się nowoczesna historia naturalna, czyli przyrodoznawstwo. A
kompletowaniem zielników i gromadzeniem minerałów pasjonowali się
wszyscy – od koronowanych głów i uczonych do pensjonarek – przyznaje
Artur Buczkowski.
Dla wielu kolekcjonerów konchistyka to także po prostu sposób na
oderwanie się od codzienności. – Muszle to cały osobny świat – wyjaśnia
Tomasz Mordarski, prawnik z Jeleniej Góry. Zoologia, systematyka,
historia, geografia, oceanografia, łacina. Dalekie brzegi i tajemnicze
głębiny... ]Arystokraci i unikaty
Typowa
dzisiejsza kolekcja średnio zaawansowanego zbieracza składa się z ok.
500 okazów. Najczęściej są to porcelanki, stożki i rozkolce – po ok. 150
gatunków z każdej rodziny. Muszla z przeciętnie rozpowszechnionego
gatunku kosztuje 5 – 50 zł, najczęściej 12 – 20 zł. Cena zwójek,
uchodzących wśród konch za arystokrację, to 100 – 150 zł, a tych z
głębokich wód australijskich – do 5 tys. zł.Rzadkie gatunki konch lub
okazy o mniej typowym zabarwieniu mogą kosztować 200 euro, a unikat, np.
jedyna na świecie muszla o innym niż znane wzorze, nawet 1 – 2 tys.
euro.
[i]—ges[/i][/ramka]
http://www.rp.pl/artykul/521663-Konchisci-z-osobnego-swiata.html#ap-4
Muszelki bardzo ładne, a artykuł ciekawy :-)
OdpowiedzUsuńBasiu! Jak zawsze Piękne muszelki, Ta po prawej stronie najbardziej mi się podoba - Pozdrawiam Cieplutko
OdpowiedzUsuńŚliczne muszelki :)
OdpowiedzUsuńTeż najbardziej podoba mi się ta z prawej strony :) Pozdrawiam :)
Ale fajne, szczególnie ta kolczasta.
OdpowiedzUsuńUściski, Basiu.
Ech w życiu nie myślałam, ze muszla może tyle kosztować
OdpowiedzUsuń