poniedziałek, 11 września 2017

Poniedziałki z muszlami

Witajcie   Oro kilka małych    muszelek     . A tu taki  artykuł znalazłam .    Muszle morskie można znaleźć w setkach tysięcy polskich domów. Największym powodzeniem cieszą się sięgające 30 cm długości muszle skrzydelników różowych z Karaibów. – Na Karaibach poławia się je tonami. Ale u nas stały się symbolem marzeń o morzach południowych – wyjaśnia autor jednej z najlepszych w Europie stron internetowych poświęconych konchistyce i inicjator również internetowego klubu miłośników muszli – Jacek Glanc z Radzionkowa (łac. concha, gr. konche – muszla, red.). Większość posiadaczy skrzydelników różowych, podobnie jak innych egzotycznych muszli, zwykle nawet nie wie, jak się nazywają. Przez wiele lat powojennych nie było w Polsce żadnej literatury na ten temat. Pierwszą książką konchistyczną, na której kształcili się pionierzy zbieractwa, był wydany dopiero w latach 70. „Świat muszli” Andrzeja Samka. Dziś wiedza wielu miłośników muszli o biologii mięczaków budzi respekt profesjonalistów. Ale konchistów, czyli świadomych rzeczy kolekcjonerów, jest w Polsce wciąż najwyżej 100. Licząc z tymi, którzy do poważniejszego zbierania się dopiero przymierzają – może 300. [srodtytul]Kolekcje i hamulce[/srodtytul] Niegdyś muszle trafiały do Polski niemal wyłącznie dzięki marynarzom. – Mój ojciec przywoził mi z każdego rejsu karton muszli, który dostawał od rybaków z jakiejś dżonki, w zamian za mydło czy krem nivea – wspomina kolekcjoner z Wybrzeża, z zawodu fotograf Artur Buczkowski. Wartość sentymentalna tak gromadzonych zbiorów była siłą rzeczy wyższa od kolekcjonerskiej. Dlatego najambitniejsi zbieracze w poszukiwaniu cenniejszych okazów już wtedy docierali na giełdy w Paryżu czy Antwerpii i do specjalistycznych sklepów nad Morzem Śródziemnym. Andrzejowi Jarzębowskiemu (dziś z żoną Joanną prowadzi w Warszawie własny sklep z muszlami i pamiątkami Neptunea) zdarzyło się np. niegdyś kupić na Lazurowym Wybrzeżu muszlę stożka geograficznego, którego jad zabija człowieka równie szybko jak jad kobry – za 4 dolary. Jego krajowa pensja stanowiła wówczas równowartość 8 dolarów. Teraz takie wyrzeczenia są nie do pomyślenia. I nie są potrzebne. Wielu kolekcjonerów stać na wycieczki np. nad Morze Karaibskie czy do krajów południowo-wschodniej Azji. W Tajlandii lub w Wietnamie atrakcyjne muszle można wciąż znaleźć po prostu na plaży lub w pobliżu przystani rybackich, gdzie muszlowce łowi się jako poszukiwane owoce morza. Turystykę kolekcjonerską hamują jednak postanowienia konwencji waszyngtońskiej. Jej przepisy ograniczają lub zakazują handlu gatunkami zagrożonymi, z tzw. listy CITES. Kolekcjonerzy z prawdziwego zdarzenia przeciw temu się nie buntują. Jedyny sposób, by powstrzymać rabunkową eksploatację mięczaków, to skupić się na wymianie z innymi i zakupach. Muszle większości odmian można kupić w kraju i za granicą, na giełdach i w specjalistycznych sklepach, a także na e-Bay. Słynne japońskie muszle cesarskie, których wywozu władcy Japonii niegdyś zakazywali, kosztują dziś w Polsce 150 – 250 zł. Najdroższe „porcelanki” z Australii – 300 – 500 zł. Jak twierdzą pionierzy polskiej konchistyki, dostępność muszli sprawiła, że namiętności, a zwłaszcza determinacja zbieraczy, znacznie osłabły. Nie do końca jednak. [Jak architektura[/srodtytul] – Konchiści to ludzie wszystkich zawodów. Oprócz osób zamożnych, także m. in licealiści i studenci – przyznaje Jacek Glanc, technik medyczny ze Śląska. Jest właścicielem 5 tys. muszli zebranych w ciągu 16 lat. W przeciwieństwie do np. zbiorów znaczków pocztowych czy malarstwa kolekcje muszli z czasem tracą, niż zyskują na wartości. Konchy stają się bledsze i bardziej kruche. Stałe ulepszanie techniki połowów sprawia, że to, co wczoraj było rzadkie, dziś jest pospolite. – Nie da się traktować kolekcji jako lokaty kapitału. Mnie fascynuje doskonałość muszli jako dzieła natury. Moją kolekcję gromadzę tak, by pokazywała perfekcyjną architekturę muszli – wyjaśnia Jacek Glanc. – U mnie zbieranie to przejaw nostalgii za epoką wielkich odkryć i przyrodników, Linneusza i Darwina. Za czasami, gdy w XVIII – XIX w. rodziła się nowoczesna historia naturalna, czyli przyrodoznawstwo. A kompletowaniem zielników i gromadzeniem minerałów pasjonowali się wszyscy – od koronowanych głów i uczonych do pensjonarek – przyznaje Artur Buczkowski. Dla wielu kolekcjonerów konchistyka to także po prostu sposób na oderwanie się od codzienności. – Muszle to cały osobny świat – wyjaśnia Tomasz Mordarski, prawnik z Jeleniej Góry. Zoologia, systematyka, historia, geografia, oceanografia, łacina. Dalekie brzegi i tajemnicze głębiny... ]Arystokraci i unikaty Typowa dzisiejsza kolekcja średnio zaawansowanego zbieracza składa się z ok. 500 okazów. Najczęściej są to porcelanki, stożki i rozkolce – po ok. 150 gatunków z każdej rodziny. Muszla z przeciętnie rozpowszechnionego gatunku kosztuje 5 – 50 zł, najczęściej 12 – 20 zł. Cena zwójek, uchodzących wśród konch za arystokrację, to 100 – 150 zł, a tych z głębokich wód australijskich – do 5 tys. zł.Rzadkie gatunki konch lub okazy o mniej typowym zabarwieniu mogą kosztować 200 euro, a unikat, np. jedyna na świecie muszla o innym niż znane wzorze, nawet 1 – 2 tys. euro. [i]—ges[/i][/ramka] http://www.rp.pl/artykul/521663-Konchisci-z-osobnego-swiata.html#ap-4

5 komentarzy:

  1. Muszelki bardzo ładne, a artykuł ciekawy :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu! Jak zawsze Piękne muszelki, Ta po prawej stronie najbardziej mi się podoba - Pozdrawiam Cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne muszelki :)
    Też najbardziej podoba mi się ta z prawej strony :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajne, szczególnie ta kolczasta.
    Uściski, Basiu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech w życiu nie myślałam, ze muszla może tyle kosztować

    OdpowiedzUsuń