Witajcie W sierpniu pierwszy raz od baaaardzo dawna poszłyśmy z mamą na niedzielną msze . Nawet jak już nie było ograniczeń w ilości osób w kościołach to my jeszcze nie chodziłyśmy .Uznałyśmy że mamy dyspensę bo mama starsza ja tez schorowana i bałyśmy się zarażenia . W końcu mamy różne inne choroby które by nie pomogły w zwalczeniu wirusa . Tak wiec he he poszłyśmy wreszcie na msze kiedy więcej zachorowań w kraju i nawet w moim mieście. Kościół duży dystans w ławkach zachowany . Do komunii mama zauważyła ze jednak się pchali dystansu nie było .My na msze specjalnie się ciut spóźniłyśmy by jak usiądziemy w ławce mieć pewność że nikt już nie usiądzie . Na szczęście nie musiałyśmy się bać bo jak wspominałam w ławkach dystans był zachowany . Właśnie co do spóźniania się na msze przypomniała mi się taka historia. Jak wiecie lubię was zamęczać moimi historyjkami . My z mamą nigdy na msze się nie spóźniałyśmy . Raz jeden nam to się zdarzyło iiii na koniec mszy ksiądz mówi ze często ludzie na msze się spóźniają i w połowie wchodzą jak tak można itp .Tak więc z mamą się śmiejemy ze raz się nam zdarzyło i od razu to zauważyli ze Pawlaczki się spóźniły na mszę
No ładnie, dobrze że ksiądz Was jeszcze palcem nie wytknął :)
OdpowiedzUsuńU nas w kościele mało ludzi jest na mszach więc spore odstępy są zachowane.
Z tym pchaniem się do komunii i włażeniem na plecy pewnie wszędzie jest problem, u mnie też.
OdpowiedzUsuń